piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

Przed śniadaniem wpadłam do Anastasiego. Przekazał mi najważniejsze informacje. Przez 3 dni miałam prowadzić ich treningi. Zaczyna się ich "sielanka".
Kiedy zeszłam na śniadanie, nie zastałam tam prawie nikogo, oprócz Łukasza i Możdżona. Także grzecznie ich poprosiłam, żeby poszli po swoich kolegów (i koleżankę), bo nie ręczę za siebie.
- Za 5 minut mają tutaj być.
No i zjawili się po 5 minutach, zaspani, ale się zjawili.
- Co się dzieje, kobieto?- zapytał Bartman, przecierając swoje zaspane oczy.
- Nic się nie dzieje. Anastasi musi pozałatwiać parę spraw, także zostaliście skazani na mnie.
- No, właśnie. Dlatego pomyśleliśmy, że będziemy mogli dłużej pospać, a ty nas budzisz! - zbulwersował się Cichy i na koniec swojej wypowiedzi tupnął nogą.
- Pospać, to sobie będziecie mogli po turnieju, a teraz zapraszam na śniadanie. I bez dyskusji.
Wszyscy grzecznie usiedli na swoich miejscach i zaczęli spożywać posiłek. Miałam nadzieję, że dobrze zjedli, bo... dzień zapowiadał się całkiem ciekawie.
- Panowie- wszyscy skoncentrowali swój wzrok na mojej osobie- macie teraz iść do pokoi wyskoczyć z tych waszych sexi piżamek i za dziesięć minut widzimy się na zbiórce.
- Ale...- odezwał się Ignaczak, który chyba chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Za pięć! Będziesz jeszcze dyskutował? Zbierać dupy w troki i za pięć minut przed hotelem. Nie moja wina, że zaspaliście. A kto się spóźni, marny jego los!
Przez stołówkę przebiegł jęk niezadowolenia. Spojrzałam na nich wzrokiem, którym chyba potrafiłabym kogoś zabić, a oni szybko wstali ze swoich miejsc i udali się do wyjścia.
- Zostały wam cztery i pół minuty- zawołałam za nimi. Sama poszłam do swojego pokoju, zabrałam torbę i udałam się przed hotel.
Wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas na halę, na której mieliśmy mieć trening, a za cztery dni mecz. Oni poszli się przebrać , a ja z resztą sztabu usiadłam na trybunach. Po kilkunastu minutach siatkarze wyszli z szatni.
- Mam nadzieję, że wy cieszycie się tak samo na treningi ze mną jak ja. Najpierw Giovanni poprowadzi z wami rozgrzewkę, a później zaczniemy trenować. A, i, żeby wszystko było jasne. Nie wyjdziecie stąd dopóki wszystkie zagrywki nie będą lądowały w polu, dopóki wszystkie ataki nie będą wychodzić, póki nie będziecie bronić wszystkich piłek. Jasne?
- Ale tak się nie da!- odezwał się Jarosz.
- Skoro tak sądzicie, to naprawdę nie wyjdziecie z tej hali- powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, a oni prychnęli i poszli się rozgrzewać.

***

-Karolina,jak dobrze znów cię widzieć. Czy mogłabyś...
-Nie! Nie pomogę ci! Czy ja jestem waszym psychologiem? Czemu nie pójdziecie do Oskara i mu się nie powyżalacie? Ja chciałabym odpocząć! Mam was na głowie 24 godziny na dobę! Czuję się jak wychowawczyni na szkolnej wycieczce! Nie mogę nigdzie się ruszyć ani niczego zrobić,bo muszę was pilnować! Dlatego proszę was, do końca tego dnia dajcie mi trochę spokoju i ciszy- wykrzyczałam prosto w twarz Pawełkowi, który wyglądał jak małe dziecko i trzaskając za sobą drzwiami wyszłam.

Tymczasem, na stołówce

Byli trochę zaszokowani.
-Łukasz, chyba masz problem- po stosunkowo długiej ciszy odezwał się Bartman.
- O czym ty gadasz? - zdziwił się rozgrywający.
- Symptomy depresji - odpowiedział Ignaczak, a atakujący potwierdził to skinieniem głowy. Żygadło gwałtownie wstał z krzesła i pobiegł za Karoliną.
- Wy żartujecie,prawda? - zapytał zmartwiony Nowakowski.
- Nie, wszystko na to wskazuje.
- Ale jak to? Symptomy depresji?- środkowy wybuchnął cichym szlochem.


***

Od mojego wczorajszego wydarcia się w restauracji nikt nie raczył zakłócić mojego spokoju. Nie wliczając Łukasza, który chwilę po tamtym zdarzeniu przybiegł do mojego pokoju i zaczął się wypytywać czy aby na pewno wszystko ze mną dobrze. 
Kiedy stanęłam przed drzwiami restauracji dało się usłyszeć z niej jakieś śmiechy i rozmowy, ale kiedy tam weszłam wszyscy ucichli. To trochę mnie zdziwiło. 
- Kochanie, zrobiłem ci kanapki! - odezwał się Żygadło, kiedy tylko mnie zauważył. Poza nim nikt nie pisnął ani słowem. 
- Dziękuję. Wezmę sobie tylko kawę- powiedziałam i chciałam podejść do expresu, ale Łukasz zagrodził mi  drogę. 
- Nie! Ty siadaj, ja przyniosę ci tą kawę.
Dobra? Podeszłam do stołu i chciałam odsunąć sobie krzesło, ale uprzedził mnie Bartman. 
Czemu oni byli tacy mili? Co z nimi nie tak? 
- Dziękuję ci, kotku, ale ja też mam nóżki i rączki, więc sama mogę wszystko robić- zwróciłam się do Łukasza, kiedy podał mi kawę. 
- Przecież nie możesz się przemęczać. Nikt z nas nie chce, żebyś miała depresję- powiedział Nowakowski pod nosem, ale siedziałam dość blisko niego, więc to usłyszałam. 
- O czym ty, Piotruś, mówisz? Jaka depresja?- zapytałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.- Co znowu wymyśliliście? Depresję? Może posadzicie mnie w zakładzie psychiatrycznym?! Czy wy do końca zwariowaliście?! Bartman to twoja teoria, prawda?! I pewnie spiknąłeś się z Igłą,co?! Jesteście nienormalni! 
Spojrzałam na siatkarzy, ale żaden nic nie powiedział. Całe szczęście, że sztab jeszcze nie zdążył pojawić się na śniadaniu. 
- Za godzinę przed hotelem - burknęłam, wzięłam talerz z kanapkami, które przygotował dla mnie Łukasz i kawę, i udałam się do pokoju. 

***

Weszłam na halę i usiadłam obok Oskara. 
- Słyszałem co wymyślili. Nie martw się nimi. Wiesz jacy są. Po śniadaniu przyszli i prosili o pomoc. Zresztą sama za chwilę zobaczysz o co chodzi- powiedział Jarząbek i uśmiechnął się. 
Po tamtym naprawdę zaczęłam bać się tego co miało się wydarzyć. 
Ale... oni weszli na halę z wielkim bukietem polnych kwiatów i zaczęli mnie przepraszać. A ja nie mogłam zrobić inaczej niż tylko im wybaczyć. 
A później wszyscy razem zaczęli trenować. Boże, jak ja się cieszę, że Andrea przyjeżdża już jutro.