czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział XXVIII

Stałam tam jak wryta. Zastanawiałam się, czy aby napewno dobrze usłyszałam. I czy to co usłyszałam było prawdą czy może snem. Dlatego szczypałam się w rękę chyba z milion razy, ale nie przyniosło to skutku. To się działo naprawdę. Stałam przed pokojem, w którym jakaś kobieta właśnie oznajmiła Łukaszowi, że go kocha.
Próbowałam przypomnieć sobie jakąkolwiek kobietę, która mogłaby być tą właśnie przebywającą z moim Żygadło. No właśnie! Z moim! 
Łukasz coś jej tłumaczył, a ja dalej próbowałam przypomnieć sobie imię i w ogóle wygląd tej kobiety. I nagle jakby za pstryknięciem, w mojej głowie pojawił się Bartek, kiedy oświadczył mi, że Żygadło już mnie nie chce. Wspomniał wtedy o jakiejś kobiecie. Tylko jak ona miała na imię? A... Agata... Anastazja... A... Agnieszka! Bingo! 
Nagle z pokoju na końcu korytarza wybiegł Ignaczak. 
- Karolina!
Tak, Krzysiu, to ja. Tylko po cholerę tak głośno krzyczysz moje imię? 
Stałam i patrzyłam jak Krzysztof zmierza w moją stronę bez koszulki (zupełnie jakby uciekł od fizjoterapeuty, bo właśnie sobie o czymś przypomniał), a drzwi, przed którymi sterczałam, otworzyły się i pojawił się w nich Łukasz ze zdziwionym wyrazem twarzy, a zaraz za nim jego towarzyszka. Patrzyłam na nich ze złością, przenosząc wzrok z Łukasza na Agnieszkę i z Agnieszki na Łukasza. 
- Wszystko ci wytłumaczę! - odezwał się Żygadło, a ja miałam ochotę strzelić mu w twarz. I nie chodziło wcale o to, że on, jako mój partner, przebywał w jednym pokoju z jakąś kobietą, która okazała się być jego byłą, nie o to, że mogli robić coś, czego nie powinni lub o to, że usłyszałam to, co usłyszałam; ale o to, że karmił mnie jakimś tanim tekstem, który wypowiada każdy facet, kiedy zdradzi swoją ukochaną. 
- Ja nie wiem, czy jest co wyjaśniać- odpowiedziałam z jeszcze bardziej wściekłym wyrazem twarzy i chciałam odejść, zamknąć się w swoim pokoju, ale Żygadło złapał mnie za nadgarstek i siłą wciągnął do pokoju. Posadził na łóżku i zaczął rozmawiać ze swoją byłą. 
- Posłuchaj, Aga. To, co było między nami, to przeszłość. Nie kocham cię i koniec. Nie będziemy razem. W tym pokoju, owszem, jest kobieta mojego życia, ale napewno nie jesteś nią ty. 
Wiecie co? Czemu faceci tacy są? Że jak się na nich złościmy, to oni zawsze zrobią coś takiego, że ta cała głupia złość znika. 
- Ale, Łukasz... 
- Nie ma żadnego ale. Dla mnie sprawa jest skończona. Teraz możesz stąd wyjść.
Cały czas bacznie obserwowałam zachowanie byłej rozgrywającego. Jakoś nie za bardzo chciała dalej o niego walczyć. Wstała, zabrała swoją torebkę, i zanim wyszła, burknęła jeszcze: 
- Życzę wam szczęścia. 
I tyle ją widziałam. Zastanawiałam się czy to Łukasz jest taki przekonywujący, czy ona przyjechała tutaj tylko dlatego, żeby podnieść ciśnienie kilku osobom. Ale nieważne. Pojechała sobie, zniknęła i to jest najistotniejsze. 
Po tym jak wyszła, jeszcze długo gapiłam się w drzwi. 
- Wydaje mi się, że powiedziałem już wystarczająco- odezwał się Łukasz, ale widząc, że nie reaguję, postanowił inaczej zwrócić moją uwagę. 
Przysunął się jak najbliżej tylko się dało. Najpierw intensywnie patrzył mi w oczy, a później zbliżył swoje usta do mojego ucha i zaczął szeptać. 
- Zapamiętaj sobie. Jesteś dla mnie ważniejsza niż cokolwiek innego na tym świecie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Oddałbym wszystko, żebyś była szczęśliwa. Nawet własne życie- przerwał, a ja ledwo co się zorientowałam.Nie mogłam się skupić, kiedy Łukasz szeptał prosto do mojego ucha. To zbyt mocno mnie podniecało. On chyba doskonale o tym wiedział. Szalałam na jego punkcie chyba tak bardzo jak on na moim. Po kilku sekundach znów zaczął szeptać: -Wolałbym zginąć niż żyć bez ciebie. Bo nie potrafiłbym wyobrazić sobie świata bez ciebie. Wystarczy jedne twoje kiwnięcie palcem, a przeniosę dla ciebie góry. 
Wstał, pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Nie potrafiłam teraz gniewać się na niego. Po tym co mi powiedział, powinnam skakać wokół niego i mu usługiwać. Ale oboje widzieliśmy, że moja duma na to by nie pozwoliła. Dlatego wyszłam z pokoju rozgrywajacego i libero, i udałam się do pokoju trenera. Mieliśmy dużo pracy. Gdy weszłam, był tam już prawie cały sztab szkoleniowy, więc od razu wzięliśmy się do roboty. 
Skończyliśmy dopiero na kilkanaście minut przed obiadem. Zastanawiałam się, co takiego wyrabiali nasi siatkarze, kiedy mieli do dyspozycji trzy godziny czasu wolnego. Wyobraziłam ich sobie w centrum Spały pod jakąś Biedronką lub Lidlem dziko wyrywających młode laski. Chciałabym to zobaczyć! Podchodzi taki Bartman i jego tekstem na podryw byłby pewnie: "Hej mała! Chciałabyś dotknąć moich mięśni?". Napiąłby te swoje bicki i każda dziewczyna jego. 
Zeszliśmy na stołówkę,a tam prawie pusto. Grzecznie siedzieli sobie tylko Guma i Zatorski. Zabrałam z okienka swoje jedzenie i usiadłam obok nich. 
- A gdzie reszta?- zapytałam, a Zatorski spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. 
- Poszli sobie. Położyłem się na 5 minut, zasnąłem, a kiedy się obudziłem, nikogo oprócz Pawła już nie było. To nie fair. Nie mogą mnie tak zostawiać! 
Albo mi się wydawało albo Zatorski uronił kilka łez. Ale czy to tak można?! Zostawiać biednego Pawełka samego? Aż mi się go żal zrobiło! 
Zagumny teatralnie przewrócił oczami. Chyba miał swojego imiennika dość. We trójkę zjedliśmy obiad i kiedy wychodziliśmy, na stołówce pojawili się pozostali siatkarze. Zagumny razem ze mną wsiadł do windy, a Zatorski pobiegł do swoich przyjaciół. 
Trening Anastasi poprowadził sam, więc ja pomagałam Jarząbkowi z jakimiś dokumentami i doktorowi z układaniem ich opinii lekarskich. Po treningu postanowiłam udać się na krótki spacer. Wyszłam z hali od razu po gwizdku, kończącym trening i skierowałam się w stronę niewielkiego jeziorka, znajdującego się nieopodal ośrodka. Przez około pół godziny siedziałam na podeście z nogami, zanurzonymi w wodzie. Zdecydowałam się wracać, kiedy przez pięć minut wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Klnęłam na siebie w myślach, że postanowiłam pójść sama, gdy usłyszałam kroki za sobą. Nim zdążyłam się odwrócić, ktoś złapał mnie i zarzucił jakiś worek na głowę. Próbowałam się wyrwać, ale ten ktoś był o wiele silniejszy ode mnie. Podniósł mnie i zarzucił sobie przez ramię. Byłam dla tego kogoś jak 5-kilowy worek z ziemniakami. Z całych sił waliłam go pięściami po plecach, ale on tylko powiedział: 
- Mój brat ma więcej siły!
Nie potrafiłam rozpoznać go po głosie. Starałam przypomnieć sobie głosy wszystkich mężczyzn, których znałam, ale ten nie pasował do żadnego z nich. Nie przestawałam okładać tego gościa, ale to nic nie podziałało. Niósł mnie dalej, a ja modliłam się, żeby Łukasz przypomniał sobie, że przecież ma dziewczynę i może wypadałoby sobie o niej przypomnieć, ale nic z tego. Mój 'bohater Łukasz' się nie pojawił. Obawiałam się najgorszego. Wyobraziłam sobie, jak mnie gwałcą, a później zabijają. W  tym momencie przed oczami przebiegły mi najpiękniejsze momenty mojego życia. Zastanawiałam się, jak zareagowałby Łukasz, gdyby dowiedział się, że nie żyję? Nie chciałam umierać, nie żegnając się z nim. 
Usłyszałam, że ten ktoś nie idzie już po ziemi, ale po ubitym podłożu, a po odgłosach, jakie wydawały jego buty, wiedziałam, że idzie po kostce. I zorientowałam się, że nie idzie sam. Musiało być ich dwóch albo trzech. Tego nie byłam pewna. 
 Czekałam na moment, aż wrzuci mnie do bagażnika, ale zamiast tego usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a później głos jakiejś kobiety. Ba, potrafiłam ten głos rozpoznać. Było to przemiła pani recepcjonistka. Tylko dlaczego nie zareagowała na to, że ktoś niesie drugą osobę, przewieszoną sobie przez ramię, w dodatku z workiem na głowie. Coś zaczęło mi tu nie pasować. 
- To gdzie ją niesiemy?- zapytał jeden z nich, a ja już wiedziałam, kim on jest. 
- Miałeś, debilu, modelować głos!- nakrzyczał na niego drugi, ten, który mnie niósł, ale on zmienił już swój głos. 
- Nowakowski! Masz w tej chwili powiedzieć mu, żeby mnie puścił!- krzyknęłam, ale nic się nie stało. Nastała głucha cisza, więc zaczęłam się martwić o Piotrka. Co jeżeli oni zmusili go, żeby tylko ich do mnie zaprowadził, a teraz go zabili? 
- Piotrek, wszystko w porządku? Żyjesz?- zaczęłam wydzierać się, żeby dowiedzieć sie, co z środkowym, ale znowu nikt się nie odezwał. Wchodziliśmy po schodach. Teraz wiedziałam, że jest ich trzech. Chyba weszliśmy na pierwsze piętro. Po kilku metrach ktoś, kto mnie trzymał, zatrzymał się. 
- Gdzie masz kluczyk?- ktoś zapytał, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi. 
- Jaki kluczyk?- zapytałam, jak najgłośniej potrafiłam, bo chciałam, aby ktoś mnie usłyszał i mi pomógł. 
- Do poko... 
Nie dokończył, bo jakaś osoba otworzyła drzwi i zapytała: 
- Co się dzieje? 
To był Kubuś. Kubuś Jarosz. Rudy kojot. Wiedziałam, że on przybędzie mi z pomocą.
- Jarosz! Pomóż mi! Proszę! 
Ale któryś z nich podszedł do Kuby i zaczął szeptem coś mu tłumaczyć. Drugi zerwał mi z ręki wstążkę, na której znajdował się kluczyk do pokoju. Chcą zrobić mi coś w moim lokum. Może gdybym zaczęła głośno krzyczeć, na pomoc przebiegłaby Wiktoria. Ale pewnie też pogoniliby ją jak Jarosza. 
Ktoś przekręcił kluczyk w zamku i weszliśmy. Zdjął mnie ze swojego ramienia, ale teraz silnie do siebie przytulił, tak, że nie potrafiłam się nawet ruszyć i z ledwością oddychałam. Ale dzięki temu czułam jego perfumy. Znałam je. Były bardzo mocne i przyjemnie drażniły moje nozdrza. Wiedziałam, kto takich używa. Bartek! Po tym, co powiedział mi rok temu, obawiałam się najgorszego. Ale cholera! Gdyby coś mi zrobił po tym, co odwalił w tamtym roku, Łukasz, gdyby dowiedział się, że to właśnie on, zapewne oderwałby mu głowę.
Wiedziałam, że nie chodzi o żaden gwałt i już za to dziękowałam. Rozluźniłam się w objęciach Bartka, a on chyba to poczuł, bo nie przytulał mnie już do siebie tak mocno, więc oddychanie nie sprawiało mi już takiego problemu. 
- No proszę, tylko ją przytuliłem i od razu się uspokoiła- powiedział zmodulowanym głosem, a ja stwierdziłam, że lepiej, że Łukasz się o tym nie dowie. 
-Dobrze, że szef tego nie słyszy- odpowiedział drugi i chyba chcieli wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymali. Pewnie stwierdzili, że jeśli to zrobią, rozpoznam ich. 
Ale kurwa... Zaczęłam kojarzyć fakty. Przecież on powiedział dokładnie to samo, tylko inaczej to sformułował. 
Dobrze, że szef tego nie słyszy. 
Szef = Łukasz 
Jednak pięć lat na prawie nie poszło na marne. Chyba lepiej nadawalabym się na prokuratora albo na jakiegoś policjanta. 
Ale nadal nie wiedziałam, o co tu chodzi. Zabiję Łukasza, kiedy tylko go zobaczę. Co on znowu wymyślił? 
Słyszałam, jak ktoś grzebie w szafie, a później idzie do łazienki. Co oni kombinowali? 
Poczułam, że uścisk Bartka jeszcze bardziej się rozluźnił, ale nadal mnie trzymał. Podniósł mnie lekko i przeniósł o kilkanaście kroków. Postawił na ziemi, puścił i szybko się ode mnie odsunął. Próbowałam zorientować się, gdzie jestem, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi od łazienki i przekręcenie klucza w zamku. 
- A teraz słuchaj!- zaczął któryś z nich. 
- Masz stosować się do naszych poleceń. Ubierz się w sukienkę, która wisi w łazience, uczesz się i zrób jakiś szybki makijarz. Kiedy będziesz gotowa, zawołaj. 
Zorientowałam się, że w łazience nikogo nie ma, więc zdjęłam worek z głowy. Od razu podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Nawet nie wiem, po co to zrobiłam, wiedziałam, że są zamknięte. Odwróciłam się i zobaczyłam, że na wieszaku wisi moja ulubiona mała czarna. Postanowiłam grać na czas. Może im znudzi się czekanie na mnie i odpuszczą. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Stałam pod nim z dobre dwadzieścia minut, aż nie usłyszałam pukania. 
- Pośpiesz się, bo inaczej tam wejdę i sam cię przebiorę!- zawołał przez drzwi któryś z nich, a ja wiedziałam, kto to. Potrafiłam już rozpoznać choć jego po zmodulowanym głosie. 
- Bartuś, wiem, że byś tego chciał, ale raczej nie skończyłoby to się dla ciebie dobrze. Już odczułeś, jaki Łukasz może być agresywny- krzyknęłam i usłyszałam tylko ciche jęki. Wyszłam spod prysznica i otuliłam się ręcznikiem. 
- Ona jest za dobra. Rozpoznała już Pita, a teraz ciebie. Założę się, że wie nawet kim ja jestem- powiedział trzeci z nich, ale nie miał racji. Nie miałam bladego pojęcia, kim on jest.
- W końcu jestem prawnikiem. A! I jak skończy się sezon, to zapraszam do swojej kancelarii!- odkrzyknęłam i zaczęłam suszyć włosy. Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli zostawię je rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i założyłam sukienkę. Obok umywalki zauważyłam czarne szpilki, więc wsunęłam w nie stopy. 
- Jestem gotowa! Co teraz, terroryści?- zapytałam, stojąc przy drzwiach. 
- Załóż worek na głowę!- krzyknął ten trzeci.
- Myślisz, że suszyłam włosy tylko po to, żeby założyć na nie twój głupi worek i po zdjęciu go wyglądać jak lew? 
Słyszałam, jak cicho się naradzali, aż ten trzeci znowu zawołał: 
- Dobra. Bartek, wejdzie i włoży ci opaskę na oczy. 
Usłyszałam szczęknięcia klucza w zamku i w łazience pojawił się przyjmujący. Założył mi jakiś szal na oczy i wyprowadził mnie z pomieszczenia. 
- Mam znowu przerzucić cię przez ramię czy będziesz grzecznie szła przy nas? -zapytał Kurek normalnym głosem. 
- Pewnie. I jak będziesz mnie niósł, to cały hotel będzie mógł podziwiać moją dupę! Jeśli mi powiesz, gdzie idziemy, pójdę grzecznie! - odpowiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Ktoś wziął mnie na ręce i wyszedł ze mną z pokoju. Stał przy drzwiach, aż drugi zamknął je na kluczyk. 
- Jesz coś w ogóle? Ważysz mniej niż sztanga 50-kilogramowa!- odezwał się, a ja wiedziałam, że znowu niesie mnie Bartek. 
- Nie. Wyobraź sobie, że czerpię wszystkie potrzebne do przeżycia substancje spożywcze z powietrza- odpowiedziałam sarkastycznie. 
- To tak się da?- i wiedziałam, źe Pit nadal jest z nami. Usłyszałam, jak ktoś przybił sobie facepalma i pewnie Bartek też chciał to zrobić, ale obie ręce miał zajęte. 
Przez resztę drogi, kiedy niósł mnie Bartek, milczeliśmy. 
Ktoś otworzył drzwi, Bartek odstawił mnie na ziemię. 
- Tak? Już? A było tak fajnie! Jednak to prawda, że kobieta lubi być noszona na rękach. Szczególnie na rękach tak silnego mężczyzny jak ty, Bartuś- powiedziałam i usłyszałam nerwowy śmiech Bartka. Któryś z nich odwiązał, znajdującą się na mojej twarzy, hustę i ujrzałam Żygadło. Chciałam walnąć się w twarz za to, co powiedziałam przed momentem, kiedy zobaczyłam minę Łukasza. 
Moją uwagę zwróciło jednak coś innego. Na stole, przy którym stał rozgrywający, ustawione były dwie świece i talerze, z których unosiła się para. Ponownie spojrzałam na Łukasza i dopiero teraz zobaczyłam, że ma na sobie białą koszulę i jakieś normalne spodnie, nie dresy. Ba, miał nawet krawat! 
Wyglądał, jak młody bóg! Nie potrafiłam nacieszyć oczu tym widokiem. 
Powoli do niego podeszłam i spojrzałam mu głęboko w oczy. 
- To my może już pójdziemy!- zawołał Ignaczak. 
Teraz już wiedziałam, kim był ten trzeci. 
- Krzysztof!- zawołałam, chcąc go zatrzymać. Odwróciłam się w stronę drzwi. 
- Co się stało?- zapytał, pojawiając się ponownie w drzwiach. 
- Nie dożyjecie jutra! Gwarantuję wam. 
- Dobra, dobra. Tak naprawdę jesteś nam strasznie wdzięczna. A kiedy spróbujesz tych dań, przybiegniesz do nas z podziękowaniami. Miłego wieczoru- krzyknął i szybko wyszedł. 
Może miał rację. Ale nie zapomnę im tych kilkunastu minut, które przeżyłam, myśląc, że już nigdy nie zobaczę Łukasza. Bałam się tego. 
Stwierdziłam, że dzisiaj nie będę psuć tej atmosfery i dopiero jutro ochrzanię Łukasza za to, co wymyślił. 
- Mam być zazdrosny o Bartka?- zapytał, obejmując mnie w pasie. 
- Przecież wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty. To były tylko żarty. Bartek jest moim przyjacielem, nikim więcej- ledwo zdążyłam wypowiedzieć ostatnie słowo, a Łukasz zręcznie obrócił mnie w swoją stronę i pocałował. Całował mnie tak, jakby tym pocałunkiem chciał powiedzieć, jak bardzo mnie kochał. Była w nim i namiętność, i czułość, którą chciał zapewnić mi bezpieczeństwo.
Oderwałam usta od niego tylko dlatego, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Kocham cię. Ale proszę, nie wymyślaj już takich akcji. Prawie dostałam zawału, kiedy założyli mi worek na głowę. A jeszcze bardziej zmartwiłam się, kiedy zorientowałam się, że być może już nigdy nie będę mogła być blisko ciebie-szepnęłam.
- Obiecuję. Koniec z akcjami a'la porwanie- powiedział i jedną rękę podniósł, a drugą przyłożył do klatki piersiowej
- Nie żartuj. Już raz prawie cię straciłam i wiesz, jak mogło to się skończyć, gdyby nie Iwona...- nie dokończyłam, bo przyłożył swój palec do moich ust, chcąc mnie uciszyć.
- Nie mówmy o tym, co było. Jesteśmy razem i to jest najważniejsze. Nie musimy myśleć o tym, jaka była przeszłość.
I znów mnie pocałował.
- Lepiej przejdźmy do części kulinarnej, bo wszystko wystygnie.
Zaprowadziłam mnie do mojego krzesła i pomógł mi usiąść, a później usiadł naprzeciwko mnie.
-Sam to wszystko przygotowałeś?- zapytałam z czystej ciekawości, kiedy Łukasz nałożył mi posiłek na talerz. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
- Tak. Pani Halinka o dziwo pozwoliła mi skorzystać z kuchni, więc, kiedy ty po treningu poszłaś na spacer, ja wszystko tutaj przygotowałem.
Łukasz otworzył butelkę wina, ale mnie trochę to zaniepokoiło.
- Hola, panie siatkarzu! Jest pan w trakcie obozu przygotowawczego, a tak się składa, że ja jestem pańskim trenerem i nie mogę pozwolić na picie alkoholu!
- Wypijemy tylko odrobinkę do kolacji. Szukałem tego wina przez dwie godziny, żeby pasowało do kolacji- odpowiedział i nalał odrobinę alkoholu do kieliszka, stojącego przede mną.
- Dobrze, panie somelier- szepnęłam i uśmiechnęłam się do rozgrywającego.
Jak się dowiedziałam później, makaron, który przygotował Łukasz, nosił nazwę carbonara i rzeczywiście idealnie pasował do wina.
- Dziękuję za wycieczkę do Włoszech- odezwałam się, kiedy Łukasz odprowadzał mnie do pokoju. Szliśmy przytuleni do siebie. Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. Było już po północy. Po kolacji musieliśmy posprzątać, bo jak to powiedział Łukasz: pani Halinka odstrzeliłaby mu jaja.
- Wycieczkę do Włoszech?
- Przypomniała mi się moja wizyta w Rzymie. Piękne miasto. W ogóle Włochy są pięknym państwem. A pasta plus wino równa się Italia. Sì?
- Sì, sì- odpowiedział i pocałował mnie w głowę.
- Agnieszka mogłaby cześciej przyjeżdżać, jeśli miałyby czekać na mnie później takie niespodzianki. 
-Mogę jej o tym powiedzieć... 
- Nie! Nie wytrzymałabym więcej myśli, że jesteście razem w jednym pokoju. 
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. 
- Każdemu zawsze może coś odbić! Mogłaby cię upić... Albo podać jakąś tabletkę gwałtu! Nigdy nie wiesz, co wpadnie ludziom do głowy.
 Zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego pokoju. Włożyłam kluczyk do zamka, przekręciłam go i popchnęłam drzwi.
- Wchodzisz?- zapytałam, łapiąc rozgrywającego za rękę.
- No nie wiem. Dzisiaj była panienka strasznie rozgoryczona, kiedy zobaczyła w moim lokum moją byłą niedoszłą.
- Planowaliście ślub?- zadałam kolejne pytanie, kiedy usłyszałam, co powiedział Łukasz. Wypuściłam jego dłoń.
- Taki żarcik- mruknął Żygadło.
- Strasznie śmieszny, naprawdę- próbowałam udawać obrażoną i spuściłam głowę w dół.
- No dobra, chodź- złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Zamknął za nami drzwi, na kluczyk i oparł mnie o ścianę. Jego pocałunki nie były takie, jak przedtem. Były bardziej zachłanne, chciał czegoś więcej. Pomimo szpilek byłam od niego dużo niższa, dlatego podniósł mnie, zrzuciłam je i oplotłam go nogami wokół bioder. Ściągnęłam mu krawat i zaczęłam odpinać jego koszulę. Odpiął zamek mojej sukienki i położył mnie na łóżku. Nasze języki splatały się w dzikim tańcu,a ubrania kolejno lądowały na podłodze. Próbowałam nacieszyć się jego bliskością i dotykiem, ile tylko mogłam.
Nie potrafiłabym wyobrazić sobie swojego świata bez niego. Był tak ważną częścią mojego życia, że miałam wrażenie, że prawie całkowicie je wypełnia. Nie mogłabym teraz od tak go zostawić i odejść. Nie poradziłabym sobie także, gdyby on stwierdził, że nie jestem jednak tą jedyną i odszedł. Moje serce rozsypałoby się na malutkie kawałki i jestem pewna, że nie zdołałabym pozbierać ich wszystkich i znowu poskładać ich w całość.
Ułożyłam głowę na jego torsie i, wsłuchując się w bicie jego serca, spokojnie zasnęłam.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XXVII

Cele w Toronto zostały osiągnięte,przede wszystkim wygrana z Brazylią. Po meczu z Kanadą wróciliśmy do hotelu i szybko się spakowaliśmy. Jeszcze tamtego dnia mieliśmy mieć samolot do Polski.
Na lotnisku Anastasi powiedział, że za tydzień Wiktoria opuszcza Spałę i ktoś inny pojawi się na jej miejsce. Dzięki Bogu. Jej zachowanie naprawdę przerażało. Naprawdę.
Ale ciiiii, ani słowa nikomu.
Po trzech dniach treningów wszyscy dostali tydzień wolnego i większa część osób wróciła do rodzin. Nam z Łukaszem nie opłacało wlec się do Wrocławia, jeśli oboje mogliśmy zostać w Spale i spędzić tutaj ten tydzień. Kubiak też został, a skoro on nie pojechał do Iwony, to ona przyjechała do niego.
W czwórkę akumulowaliśmy siły, sypialiśmy często do dwunastej, co w czasie obozu nie jest możliwe, chodziliśmy na pobliską plażę, opalaliśmy się. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Końca dobiegł również nasz krótki urlop.
Iwona wyjechała w sobotę, a w niedzielę zaczęli zjeżdżać się siatkarze. Anastasi i reszta sztabu(oczywiście bez fizjoterapeuty) pojawiła się dopiero w poniedziałek, czym ucieszyli mnie, bo już myślałam, że znowu będę musiała przeprowadzać z nimi treningi.
Na śniadaniu każdy z siatkarzy pojawił się z wielkim bananem na ustach, bowiem los uśmiechał się do nich po raz drugi i mieli nadzieję, że już ostatni. Dzisiaj miała zjawić się nowa osoba na zastępstwo za Olka i oczywiście wiadome było, na kogo liczyli nasi siatkarze. Ja natomiast miałam nadzieję, że będzie to jakiś przystojniak z pięknymi dołeczkami w policzkach. Hola! Żebyście nie pomyślały, że Łukasz już mi się znudził. Co to, to nie! Ale trzeba czasami dla odmiany powzdychać do kogoś innego, prawda?
Wtorkowy trening się zaczął, a naszego fizjoterapeuty ani widu ani słychu. Po zawodnikach widać było już wielkie zdenerwowanie. Dobra, po mnie również. Ja nadal wierzyłam w tego przystojniaka.
Anastasi zażądał przerwę w treningu z powodu jakiegoś pilnego telefonu, więc ja szybko pobiegłam po wodę do pokoju. Kiedy wróciłam prawie wszyscy wrócili już do treningu. No właśnie, prawie wszyscy. Nasz kochany rozgrywający prowadził zaciętą rozmowę z jakąś ciemnowłosą pięknością, która w moim przekonaniu mogła być dziennikarką. Nie powiem, zazdrość zaczęła mnie zżerać.
-Łukasz, trening!- powiedziałam już trochę zdenerwowana tą sytuacją. Żygadło spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem, pożegnał się ze swoją towarzyszką i wrócił na boisko.
Usiadłam obok Oskara i uzyskałam wszelkie informacje, jakie tylko chciałam otrzymać..
Po skończonym treningu zabrałam swoje manatki i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach przyłączyła się do mnie dziewczyna, z którą rozmawiał Łukasz.
-Ewelina jestem- powiedziała i wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Karolina. Jesteś tą nową fizjoterapeutką?
Nie musiałam pytać, bo odpowiedź dostałam już od Oskara, ale chciałam zacząć jakoś rozmowę. Wydawała się być normalniejszą dziewczyną niż Wiktoria, ale coś mnie do niej zrażało. Wtedy myślałam, że to zazdrość spowodowana tamtą sytuacją.
Ewelina zajęła pokój, w którym wcześniej mieszkała Wiktoria, więc można powiedzieć, że zostałyśmy "sąsiadkami".
Po kolacji prawie wszyscy siatkarze pojawili się w moim pokoju na kolejnym już "maratonie filmów". Brakowało Zagumnego, który wolał porozmawiać z żoną, a później poczytać jakąś książkę i Kubiaka, który z niewiadomych powodów został w swoim pokoju.
- A czemu Misiek nie przyszedł?- zapytał Pit Zbyszka, kiedy ten usadowił swój tyłek obok jego przed samym ekranem komputera.
- Chce wygrać zakład- odpowiedział Bartman z chytrym uśmiechem na ustach, a po chwili dodał:- I idiota myśli, że mu się to uda.
- Zbyszek, o jaki zakład chodzi?- spytałam, martwiąc się trochę o Kubiaka, bo uśmieszek atakującego wywołał u mnie ciarki na plecach.
Jednak nie uzyskałam odpowiedzi, bo najwyraźniej nasz atakujący nie miał zamiaru mi jej udzielić. O co chodziło?
-Ej, dobra, Bartman i Pit! Ze szkła nie jesteście. My też chcielibyśmy coś widzieć- oburzył się Kurek, kiedy usiadł obok mnie na kanapie. Zbyszek i Cichy szybko cofnęli się sprzed ekranu. Naprawdę boją się Bartusia? Przecież to takie grzeczne dziecko, muchy by nie skrzywdziło, a co dopiero takiego siłacza Bartmana, który chyba czasami za dużo czasu na siłowni spędza.
- Ale ta Ewelina ma czym oddychać, co nie?- odezwał się Kosok, kiedy akcja filmu zaczęła już się rozkręcać. Chciałam go uciszyć, ale nie zdążyłam, bo wszyscy głośno westchnęli.
- Niezła jest. Śniadania, treningi, wszystko teraz będzie wyglądać lepiej- fascynował się Nowakowski.
Nie no, bez jaj. Mogliby chociaż przy mnie nie gadać o takich sprawach.
- Mówię wam, że będzie moja- zakomunikował Zbigniew.
- Przestańcie!- powiedziałam, ale raczej znowu nikt nie zwróciłam na mnie uwagi.
- Chyba o takiej marzyliśmy, co nie?- skwitował Łukasz, za co został przeze mnie zbesztany wzrokiem.
- Możecie już się...- nie zdążyłam dokończyć,bo znowu ktoś postanowił mi przerwać.
- Kobiety i dzieci głosu nie mają!- oświadczył Bartman.
O nie, tego już za dużo. Zaczęłam okładać Zbigniewa gazetą i nie miałam zamiaru przestać.
- Wynocha z mojego pokoju! Już, zaraz, w tej chwili!- krzyczałam i biłam Zbyszka tą gazetą, ale Łukasz mi ją wyrwał. Spojrzałam na bogu winnych siatkarzy, którzy siedzieli tam, gdzie siedzieli wcześniej i wcale się nie odzywali, ale miałam dosyć wszystkich i chciałam, żeby wszyscy opuścili mój pokój, więc ponownie przystąpiłam do próby wyrzucenia ich z lokum. Poskutkowało, bo już po 2 minut w pokoju zostałam tylko ja i Łukasz.
- Dlaczego ty nadal tutaj jesteś?- spytałam, spoglądając na Żygadło "spod byka".
- Co się dzieje? -odpowiedział mi pytaniem, czym bardziej mnie rozzłościł, ale nie chciałam tego pokazywać, więc nic nie powiedziałam. Łukasz podszedł do mnie, usiadł obok mnie na łóżku i objął mnie swoim ramieniem.
- Chyba żadna kobieta nie lubi, kiedy faceci rozmawiają przy niej o innej- szepnęłam.
- Ich mózgi chyba jeszcze nie przyjęły tego do wiadomości. Dotąd nie mieliśmy żadnej kobiety w zespole, więc musisz ich zrozumieć- powiedział i uśmiechnął się do mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów na całym świecie, który mam nadzieję, zarezerwowany jest tylko i wyłącznie dla mnie.
- Zostaniesz u mnie czy wracasz do Krzyśka?- zapytałam z nadzieją, że przystanie na to pierwsze, ale niestety Łukasz powiedział, że musi wrócić do siebie, bo ma do załatwienia ważną sprawę z Ignaczakiem.
- Przyjdę jutro rano, siłownia jest o 7, ale trener mówił, że nie musisz przychodzić. Przyniosę ci śniadanie, więc możesz sobie pospać. Będę około 10- poinformował mnie i pocałował mnie w czoło. Po chwili wyszedł z pokoju. Ułożyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie Krzysztof, kiedy stawiał talerz z moim śniadaniem na stolik.
- Gdzie Łukasz?- zapytałam od razu, bo zdziwiło mnie to, że to Ignaczak przyszedł.
- Musi obgadać jeszcze coś ważnego z trenerem- mówił szybko, patrząc gdzieś za okno. Nie spodobało mi się to.
- To ja poczekam na niego w waszym pokoju- powiedziałam i podeszłam do drzwi, ale Igła mnie uprzedził i zagrodził mi drogę.
- Nie! Poczekajmy na niego tutaj, razem!
- Krzysiu, powiedz, o co chodzi?
- O nic! Mamy tutaj na niego poczekać. Naprawdę!
Wiedziałam, że on coś ukrywa. I,że wcale tak łatwo tego od niego nie wyciągnę. Był dobrym przyjacielem, któremu można było powierzyć jakąś tajemnicę i Łukasz dobrze o tym wiedział. Wiedziałam również, że jeśli chcę dowiedzieć się o co chodzi, to muszę w jakiś sposób wydostać się z pokoju, żeby Krzysiek mnie nie zauważył. Ale jak miałam to zrobić, skoro Ignaczak ustawił sobie krzesło przy drzwiach i cały czas się we mnie wpatrywał Zostało jeszcze okno. Pokój był na pierwszym piętrze, więc nie było wysoko, ale... Ktoś zawołał Krzyśka. Miał pójść do fizjoterapeuty, raczej do fizjoterapeutki. Igła tak jakby zapomniał, o tym, że miał mnie pilnować, wstał i wyszedł z pokoju. Wyjrzałam za nim, ale on wcale się nie oglądał, tylko wszedł do pokoju Eweliny. Przeszłam przez korytarz i stanęłam pod drzwiami pokoju Łukasza. Nie musiałam wchodzić do środka, ponieważ drzwi były uchylone i słyszałam co powiedziała kobieta, przebywająca z nim w pomieszczeniu.
- Ja nadal cię kocham.


Och, przepraszam za przerwę, dość dłuugą przerwę. Nie będę obiecywać już, że dodam coś regularnie, bo z reguły tak nie jest. Raz wena jest, raz jej nie ma. I przepraszam za to powyżej, ale nie zdołałam napisać tego inaczej...

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

Przed śniadaniem wpadłam do Anastasiego. Przekazał mi najważniejsze informacje. Przez 3 dni miałam prowadzić ich treningi. Zaczyna się ich "sielanka".
Kiedy zeszłam na śniadanie, nie zastałam tam prawie nikogo, oprócz Łukasza i Możdżona. Także grzecznie ich poprosiłam, żeby poszli po swoich kolegów (i koleżankę), bo nie ręczę za siebie.
- Za 5 minut mają tutaj być.
No i zjawili się po 5 minutach, zaspani, ale się zjawili.
- Co się dzieje, kobieto?- zapytał Bartman, przecierając swoje zaspane oczy.
- Nic się nie dzieje. Anastasi musi pozałatwiać parę spraw, także zostaliście skazani na mnie.
- No, właśnie. Dlatego pomyśleliśmy, że będziemy mogli dłużej pospać, a ty nas budzisz! - zbulwersował się Cichy i na koniec swojej wypowiedzi tupnął nogą.
- Pospać, to sobie będziecie mogli po turnieju, a teraz zapraszam na śniadanie. I bez dyskusji.
Wszyscy grzecznie usiedli na swoich miejscach i zaczęli spożywać posiłek. Miałam nadzieję, że dobrze zjedli, bo... dzień zapowiadał się całkiem ciekawie.
- Panowie- wszyscy skoncentrowali swój wzrok na mojej osobie- macie teraz iść do pokoi wyskoczyć z tych waszych sexi piżamek i za dziesięć minut widzimy się na zbiórce.
- Ale...- odezwał się Ignaczak, który chyba chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Za pięć! Będziesz jeszcze dyskutował? Zbierać dupy w troki i za pięć minut przed hotelem. Nie moja wina, że zaspaliście. A kto się spóźni, marny jego los!
Przez stołówkę przebiegł jęk niezadowolenia. Spojrzałam na nich wzrokiem, którym chyba potrafiłabym kogoś zabić, a oni szybko wstali ze swoich miejsc i udali się do wyjścia.
- Zostały wam cztery i pół minuty- zawołałam za nimi. Sama poszłam do swojego pokoju, zabrałam torbę i udałam się przed hotel.
Wsiedliśmy do autobusu, który zawiózł nas na halę, na której mieliśmy mieć trening, a za cztery dni mecz. Oni poszli się przebrać , a ja z resztą sztabu usiadłam na trybunach. Po kilkunastu minutach siatkarze wyszli z szatni.
- Mam nadzieję, że wy cieszycie się tak samo na treningi ze mną jak ja. Najpierw Giovanni poprowadzi z wami rozgrzewkę, a później zaczniemy trenować. A, i, żeby wszystko było jasne. Nie wyjdziecie stąd dopóki wszystkie zagrywki nie będą lądowały w polu, dopóki wszystkie ataki nie będą wychodzić, póki nie będziecie bronić wszystkich piłek. Jasne?
- Ale tak się nie da!- odezwał się Jarosz.
- Skoro tak sądzicie, to naprawdę nie wyjdziecie z tej hali- powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, a oni prychnęli i poszli się rozgrzewać.

***

-Karolina,jak dobrze znów cię widzieć. Czy mogłabyś...
-Nie! Nie pomogę ci! Czy ja jestem waszym psychologiem? Czemu nie pójdziecie do Oskara i mu się nie powyżalacie? Ja chciałabym odpocząć! Mam was na głowie 24 godziny na dobę! Czuję się jak wychowawczyni na szkolnej wycieczce! Nie mogę nigdzie się ruszyć ani niczego zrobić,bo muszę was pilnować! Dlatego proszę was, do końca tego dnia dajcie mi trochę spokoju i ciszy- wykrzyczałam prosto w twarz Pawełkowi, który wyglądał jak małe dziecko i trzaskając za sobą drzwiami wyszłam.

Tymczasem, na stołówce

Byli trochę zaszokowani.
-Łukasz, chyba masz problem- po stosunkowo długiej ciszy odezwał się Bartman.
- O czym ty gadasz? - zdziwił się rozgrywający.
- Symptomy depresji - odpowiedział Ignaczak, a atakujący potwierdził to skinieniem głowy. Żygadło gwałtownie wstał z krzesła i pobiegł za Karoliną.
- Wy żartujecie,prawda? - zapytał zmartwiony Nowakowski.
- Nie, wszystko na to wskazuje.
- Ale jak to? Symptomy depresji?- środkowy wybuchnął cichym szlochem.


***

Od mojego wczorajszego wydarcia się w restauracji nikt nie raczył zakłócić mojego spokoju. Nie wliczając Łukasza, który chwilę po tamtym zdarzeniu przybiegł do mojego pokoju i zaczął się wypytywać czy aby na pewno wszystko ze mną dobrze. 
Kiedy stanęłam przed drzwiami restauracji dało się usłyszeć z niej jakieś śmiechy i rozmowy, ale kiedy tam weszłam wszyscy ucichli. To trochę mnie zdziwiło. 
- Kochanie, zrobiłem ci kanapki! - odezwał się Żygadło, kiedy tylko mnie zauważył. Poza nim nikt nie pisnął ani słowem. 
- Dziękuję. Wezmę sobie tylko kawę- powiedziałam i chciałam podejść do expresu, ale Łukasz zagrodził mi  drogę. 
- Nie! Ty siadaj, ja przyniosę ci tą kawę.
Dobra? Podeszłam do stołu i chciałam odsunąć sobie krzesło, ale uprzedził mnie Bartman. 
Czemu oni byli tacy mili? Co z nimi nie tak? 
- Dziękuję ci, kotku, ale ja też mam nóżki i rączki, więc sama mogę wszystko robić- zwróciłam się do Łukasza, kiedy podał mi kawę. 
- Przecież nie możesz się przemęczać. Nikt z nas nie chce, żebyś miała depresję- powiedział Nowakowski pod nosem, ale siedziałam dość blisko niego, więc to usłyszałam. 
- O czym ty, Piotruś, mówisz? Jaka depresja?- zapytałam, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza.- Co znowu wymyśliliście? Depresję? Może posadzicie mnie w zakładzie psychiatrycznym?! Czy wy do końca zwariowaliście?! Bartman to twoja teoria, prawda?! I pewnie spiknąłeś się z Igłą,co?! Jesteście nienormalni! 
Spojrzałam na siatkarzy, ale żaden nic nie powiedział. Całe szczęście, że sztab jeszcze nie zdążył pojawić się na śniadaniu. 
- Za godzinę przed hotelem - burknęłam, wzięłam talerz z kanapkami, które przygotował dla mnie Łukasz i kawę, i udałam się do pokoju. 

***

Weszłam na halę i usiadłam obok Oskara. 
- Słyszałem co wymyślili. Nie martw się nimi. Wiesz jacy są. Po śniadaniu przyszli i prosili o pomoc. Zresztą sama za chwilę zobaczysz o co chodzi- powiedział Jarząbek i uśmiechnął się. 
Po tamtym naprawdę zaczęłam bać się tego co miało się wydarzyć. 
Ale... oni weszli na halę z wielkim bukietem polnych kwiatów i zaczęli mnie przepraszać. A ja nie mogłam zrobić inaczej niż tylko im wybaczyć. 
A później wszyscy razem zaczęli trenować. Boże, jak ja się cieszę, że Andrea przyjeżdża już jutro. 

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział XXV

- Czemu nikt mnie nie obudził? - zapytał zdenerwowany Ignaczak, wchodząc do restauracji. - Pewnie wszystko już zjedliście !
- Krzysiu, coś dla ciebie zostawiłam - powiedziałam, unosząc do góry talerz przepełniony jedzeniem. Igła podbiegł do mnie, chwycił talerz i pocałował mnie w policzek.
- Taka kobieta to skarb - powiedział.
- Skarb, ale mój skarb ! - wtrącił Łukasz.
- Krzysiu, lepiej powiedz jak tam w pokoju z Wiktorią? - zagarnął Zbyszek, wcinając swoją kanapkę.
- Od momentu, w którym weszła do pokoju, postawiłem sprawę jasno. Jeżeli dotknie jakąś moją rzecz, będzie spała na balkonie. I wszystko gra.
- Dalej myśli, że jesteście szczypiornistami ? - zapytałam.
- Próbowałem jej to wytłumaczyć, ale ona jest uparta jak osioł i zostaje przy swojej wersji- odpowiedział.
- Przestańmy gadać o tej babie. Idziemy na miasto ? Trzeba coś pozwiedzać, co nie? - zagarnął Kurek. Prawda jest taka, że wczoraj do hotelu dotarliśmy późnym wieczorem i po długiej podróży, każdy wolał zamknąć się w pokoju niż łazić po Toronto,ale po propozycji Bartka wszyscy się zgodzili. Umówiliśmy się pod hotelem i po śniadaniu każdy udał się do swoich pokoi, a później pod umówione miejsce. Z powodu różnych pomysłów podzieliliśmy się na dwie grupy. Razem z Ignaczakiem, Bartmanem, Kubiakiem i Żygadło ruszyliśmy na podbój Toronto.
Batmany, Spider Many, Panowie z Kulami.
- Wjedźmy na tą wieżę - oznajmił Żygadło, wskazując palcem na Wieżę Telewizyjną.
- Nie, mam lęk wysokości.
- Idziemy? - Łukasz zlekceważył moją wypowiedź i zwrócił się do reszty naszej "drużyny".
- Ja chętnie- odpowiedział Ignaczak.
- Nie- powiedzieli jednocześnie Kubiak z Bartmanem.
- Rozdzielamy się czy co robimy?- zapytał lekko zdezorientowany rozgrywający.
- To może wy idźcie, a my pójdziemy do tej kawiarni - odpowiedział Bartman, mówiąc o kawiarni przed którą stanęliśmy. Miałam zamiar pójść z Kubiakiem. Ale Łukasz miał inny plan. Przerzucił mnie sobie przez ramię i jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę wieży. Nie zwracał uwagi na ludzi, którzy idąc patrzyli na niego jak na wariata. Nie zwracał uwagi na moje komentarze lecące w jego stronę. Nic. Grunt pod nogami, jeżeli to można było nazwać gruntem poczułam dopiero w windzie, kiedy odstawił mnie.
- Zabiję cię kiedyś, zobaczysz !
- I tak wiem, że mnie kochasz - szepnął i poczułam jego usta na swoich.
Karolina, miękniesz...
- Ja wysiądę tutaj- powiedział Ignaczak, kiedy winda zatrzymała się gdzieś na połowie wysokości całego budynku. 
- Ale dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
- Ma lęk wysokości - szepnął rozgrywający. I weź tu ogarnij takiego siatkarza. Chce wjechać na jakąś cholerną wieżę, tylko dlatego, żeby wysiąść w połowie.
- Łukasz, weź kamerę i nagraj wszystko, a ja zaczekam na was w kawiarni- powiedział Krzysztof,podał kamerę rozgrywającemu i drzwi windy zamknęły się.
Wjechaliśmy na samą górę, wysiedliśmy z windy i zaczęła się wędrówka z kamerą Ignaczaka. Łukasz kręcił wszystko co możliwe, żeby przez przypadek Krzysiek nie nawrzeszczał na niego, że czegoś brakuje.
- Potrzymaj na chwilę- powiedział Żygadło, kiedy stanęliśmy przed olbrzymim oknem. Podał mi kamerę, po czym uklęknął na jedno kolano. Spojrzał na mnie z najpiękniejszym uśmiechem na tym świecie, po czym... schylił się i zawiązał buta.
Lekko zmieszana patrzyłam na jego wyczyny z własną sznurówką. Łukasz odebrał kamerę i wróciliśmy do windy.

***

Wróciliśmy do hotelu i każdy zniknął za drzwiami swojego pokoju. Łukasz zakluczył nasz pokój, a ja weszłam do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, ubrałam piżamę i położyłam się na łóżku. Łukasz właśnie oglądał telewizję, więc dołączyłam do niego. 
- Nie sądzisz, że powinniśmy spędzić tą noc inaczej?- zapytał rozgrywający, kończąc rundę po telewizyjnych kanałach i wyłączając telewizor. Nachylił się nade mną i lekko musnął moje usta. 
- Co masz na myśli? 
- Już dobrze wiesz - szepnął i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Błądził dłońmi po moim ciele, gdy do drzwi pokoju ktoś zapukał. 
- Nie ma nas- krzyknął Żygadło i ściągnął ze swojego ciała koszulkę. 
- To pilne - odezwał się głos zza drzwi. 
- Nie jest pilniejsze od naszej sprawy- odpowiedział rozgrywający i po raz kolejny musnął moje usta. 
- Łukasz, otwórz mu- powiedziałam. Żygadło podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Przekręcił kluczem w zamku i otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się kapitan naszej reprezentacji
- Przepraszam, że przeszkadzam - powiedział, a Łukasz z zdenerwowaniem kiwnął głową. - Anastasi musi gdzieś jechać i kazał przekazać, że ty jutro poprowadzisz trening. Rano masz do niego wpaść- poinformował Możdżonek i wyszedł z pokoju. 
No to mają się czego bać. Za te wszystkie niepozamykane drzwi, za niepukanie. 
Czas się zemścić. 

Nanananananana...
Wygraliśmy z Włochami. Jutro kolejny mecz. Miejmy nadzieję, że znowu się uda. 
Jak mi się mordka cieszy, kiedy widzę Ziomka w grze. 
Pozdrowienia i cieszymy się razem z Kurasiem.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział XXIV

Nadszedł ten dzień. Siatkarze siedzieli jak na szpilkach, kiedy do hali treningowej wparował trener.
- I co z tym nowym fizjoterapeutą?- zagarnął Bartman, który już od dłuższego czasu nie mógł doczekać się aż pozna zastępcę Olka.
- A to jeszcze nikogo nie ma ? - zdziwił się Anastasi i po chwili dodał: - Poczekajcie, zadzwonię do Zarządu i zapytam.
A siatkarze westchnęli głośno i z zawiedzeniem wpatrywali się w swojego coatcha, który opuścił salę, by móc w spokoju porozmawiać.
Od tygodnia siatkarze obstawiali kim będzie nowy fizjoterapeuta. Większość postawiła na kobietę, nieliczni na faceta.
Kiedy trener ponownie wszedł na halę, siatkarze zwrócili wzrok na niego.
- Trening za pół godziny. Macie jeszcze trzydzieści minut wolnego - powiedział, a wszyscy siatkarze jęknęli z niezadowolenia. Nie wierzę ! Nie mogli doczekać się treningu,to do nich niepodobne. Ale czy nie mogli doczekać się treningu czy może nowego fizjoterapeuty czy fizjoterapeutki?
Podnieśli swoje zadki i wyszli z hali, a ja zaraz za nimi. Mieli jeszcze pół godziny wolnego, mogli odpocząć, zrelaksować się przed treningiem, zadzwonić do partnerek... A jak wykorzystują czas wolny nasi siatkarze ? Siedzą w moim pokoju.
- Wyobraźcie sobie brunetkę z dużymi...- fascynował się Bartman.
- Dużymi? - pisnęłam.
- Z dużymi, niebieskimi oczami. I teraz chętniej będę chodzić na masaże - dokończył swoją wypowiedź atakujący, a reszta siatkarzy westchnęła. Pewnie wyobrazili sobie tą babę z dużymi... oczami.
Trzynaście minut minęło jak z byka strzelił. Wszyscy ponownie zasiedli na hali, wyczekując nowej osoby w zespole. I nadeszła, ubrana w neonową, różową bluzeczkę, spod której fałdy tłuszczu próbowały wydostać się by zaczerpnąć świeżego powietrza i także różową jak górna część jej ubioru, spódniczkę. Wolałabym wydłubać sobie oczy niż oglądać jej jaskrawy strój.
- Jestem Wiktoria - powiedziała swoim piskliwym głosikiem, a ja miałam ochotę uciec z tamtej sali jak najdalej.

- I jak się panu podoba pana nowa fizjoterapeutka, panie Bartman ? - szepnęłam do Zbyszka, po zakończeniu treningu.
- Weź mnie nie wkurwiaj - odpowiedział i zarzucając ręcznik na ramię, chciał wyjść, uciec jak najdalej od tego potwora. Szczerze ? To też miałam taką ochotę, zresztą pozostali reprezentanci pewnie też, ale wszystkie plany pokrzyżował nam Zatorski.
- Trenerze, no bo skoro Wiktoria nikogo jeszcze nie zna, to może zrobimy jakiś wieczorek zapoznawczy?
I gdyby pan Bóg dał siatkarzom dar zabijania wzrokiem, Pawełek leżałby martwy i cały we krwi.
- Wiecie, że to dobry pomysł - odparł trener. - Założę się, że ktoś z recepcji na pewno da nam kluczyk do tej sali w piwnicy i będziemy mogli zrobić tam jakąś małą imprezę - uśmiechnął się, a wszyscy spojrzeli na niego z politowaniem. - To za godzinę widzimy się w salce.
Miałam ochotę przeklinać, krzyczeć. Znienawidziłam tą babę od momentu kiedy ją zobaczyłam, a teraz musiałam jeszcze łazić na jakiś głupi wieczorek zapoznawczy. Boże, słyszysz jak to brzmi? Nie jesteśmy bandą starych dziadów, żeby robić sobie wieczorki zapoznawcze.
Sfrustrowana planami na nadchodzący wieczór, złapałam Łukasza za rękę i razem z innymi wyszliśmy z hali. Ale na nasze (nie)szczęście Wiktoria polazła za nami.
- No, bo wiecie, ja chciałabym się z wami zaprzyjaźnić. Oglądam wasze mecze. No właśnie !- puknęła się w głowę, jakby sobie o czymś przypomniała.- A gdzie ten Lewandowski ?
- Żartujesz sobie, prawda ? - zapytał Kubiak, patrząc na nią spod byka.
- Nie, czemu miałabym żartować? To gdzie ten Lewy ?
- Dziewczyno, to nie jest reprezentacja piłki nożnej ! My w przeciwieństwie do nich zdobywamy jakieś miejsca na światowym parkiecie ! - wybuchnął Kurek.
- O matko, jak mogłam was pomylić ! To wy jesteście tymi szczypiornistami? No pewnie, że tak! Ja głupia jestem.
- No masz rację - burknął pod nosem Ignaczak. 
- I w ogóle to przyjaźnię się z Mariolką - kontynuowała swój monolog.
- No co ty nie powiesz...- skwitował Bartman, otwierając drzwi swojego pokoju.
- Masz zazdro, co nie ? - próbowała naśladować głos tej jej niby przyjaciółki, ale raczej jej to nie wyszło.
Bogu dzięki, że dotarliśmy do mojego pokoju. Już miałam otwierać drzwi, kiedy zobaczyłam, że Wiktoria wchodzi do pokoju obok. Czemu ? Jeszcze tego mi do szczęścia brakowało. Świruska, która uważa siatkarzy za reprezentację w piłce ręcznej, za ścianą. Naprawdę ?
- To jakie plany na dzisiaj ? - zapytał Łukasz, kiedy weszliśmy do pomieszczenia.
- Wieczorek zapoznawczy - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, bo wcale nie chciałam tam pójść.
- Poczekaj kilka minut, zaraz wracam- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
Nie wiedząc co mam czynić, położyłam się na łóżku i włączyłam telewizor. Po jakiś piętnastu minutach ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam Otwarte i drzwi lekko się uchyliły.
-Nie przeszkadzam? - zapytał trener, wychylając głowę zza drzwi.
-Nie, proszę.
Trener wszedł i od razu zapytał:
- Co się stało ?
- A co miało się stać?
- Łukasz przyszedł i powiedział, że bardzo żałuje, ale nie będziecie mogli pójść, bo źle się czujesz.
- A tak, no rzeczywiście, trochę boli mnie brzuch i głowa.
- No to wielka szkoda. Ja już pójdę. Wracaj szybko do zdrowia - powiedział i wyszedł. A ja z bananem na ustach ponownie położyłam się na łóżku.
Nie minęło pięć minut, kiedy ponownie ktoś zapukał do drzwi.
-Nie ma mnie! Umarłam, otrułam się. Myśl co chcesz, po prostu nie wchodź do tego pokoju, bo też zginiesz! - krzyknęłam, myśląc, że to któryś z tych pacanów znowu przyszedł mnie nawiedzić. Ale drzwi otworzyły się i stanął w nich Łukasz.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- Jestem chora, nie podchodź, bo się zarazisz i umrzesz, a co wtedy zrobi reprezentacja bez tak wspaniałego i pięknego pana rozgrywającego? - odpowiedziałam, podchodząc do niego.
- Mów dalej.
- Chciałbyś jeszcze usłyszeć kilka komplementów, ale nikt nie jest przecież niezastąpiony. Jest Zagumny, nikt nie będzie za tobą płakał! - chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale Łukasz zamknął mi usta pocałunkiem. -Nieładnie tak kłamać panie Żygadło!
- A chciałaś tam pójść? - tym razem to ja go pocałowałam.

***

Zapanowało lekkie zamieszanie przy przydzielaniu pokoi w hotelu w Toronto.Zabrakło jednego pokoju. Miałam dostać jednoosobowy pokój, ale wtedy okazało się, że Wiktoria została na lodzie.
- Nie ma innego rozwiązania, Wiktoria musi być z tobą, Karolina- powiedział Anastasi.
- No skoro nie ma innego wyjścia...
Boże, czemu mi to robisz? Dlaczego mam być z nią w jednym pokoju? Z dziewczyną, która myśli, że pracuje z reprezentacją piłki ręcznej. Chociaż powiem wam, że zrobiła postęp, bo na jednym z treningów zauważyła, że piłka, którą grają na treningach jest zbyt duża na piłkę ręczną. Nie wiem czy już wspominałam, ale Wiktoria jest blondynką. Być może dlatego jest taka tępa... Być może!
Pogodziłam się już z myślą o dzieleniu pokoju i łazienki z Wiktorią, ale stanął przede mną uśmiechnięty od ucha do ucha Żygadło i trochę mniej szczęśliwy Ignaczak.
- I co się tak cieszysz ? - skierowałam pytanie do Łukasza.
- Będziemy w jednym pokoju. Igła zgodził się na przyjęcie Wiktorii !
- Krzysztof, jesteś tego pewny?
- Trzeba robić coś dla młodych. Ale mam nadzieję, że chociaż chrzestnym zostanę !
- Marzysz sobie, Krzysiu. Marzysz...
Zadowolona z takiego obrotu sprawy, wsiadłam z Łukaszem do windy.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział XXIII

Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam.
- Bartek, co ty tutaj robisz? - zapytałam zdziwiona,kiedy zobaczyłam przyjmującego.
- Mogę wejść? - powiedział, ale ja nie miałam zamiaru go słuchać. Chciałam zamknąć drzwi, ale on zablokował je nogą. - Proszę, wpuść mnie. Zajmę ci tylko pięć minut.
Odsunęłam się i wpuściłam Kurka do środka. Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam na łóżku.
- Najpierw chcę cię jeszcze raz przeprosić. Zachowałem się jak dupek.
- Bartek,powtarzasz się. Ja nie mam zamiaru w kółko słuchać tylko tego samego. "Przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Zmieniłem się". Rozumiesz? Mnie to denerwuje!
- Od Łukasz już dostałem. Teraz twoja kolej, wal - powiedział i nastawił policzek. A ja z jak największą siłą uderzyłam go.
- Chcesz mocniej? - zapytałam, podnosząc rękę.
- Nie. Chyba już mi wystarczy - odpowiedział,wstając gwałtownie i pocierając zaczerwieniony policzek. Zrobiło mi się go trochę żal. Ale Karolina,masz być silna.Nie poddawaj się! 
-Bartek.... Nie jestem osobą, która długo się gniewa. I chociaż wiem,że powinnam odstrzelić ci jaja, nie potrafię.
- Czyli, że wybaczasz mi? 
- Myślę, że chyba wiesz co zrobiłeś złego i więcej nie popełnisz tego błędu.
Bartek przytulił mnie chyba z całej siły. 
- No, bo ja przyszedłem też,żeby poradzić się ciebie w jednej sprawie - zaczął nieśmiało.
- O co chodzi?
- Poznałem fajną dziewczynę i nie wiem gdzie mam zabrać ją na tą pierwszą randkę.
Poradziłam Kurkowi do jakiego miejsca ma zabrać swoją przyszłą dziewczynę, jak ma się zachować.
Kiedy skończyliśmy rozmawiać było po trzeciej w nocy. Podnieśliśmy się z łóżka i podeszliśmy do drzwi. Otworzyłam je i wyjrzałam na korytarz. Zauważyłam czyjąś sylwetkę zmierzającą w naszą stronę.
- Łukasz? Nie śpisz jeszcze ? - zdziwił się Bartek, bo to on wcześniej zidentyfikował osobę.
- Jakoś nie mogłem spać. Karolina, możemy pogadać?- Łukasz zwrócił się do mnie.
- Ty też chcesz się wyspowiadać? - zapytałam.
- Można tak powiedzieć.
- To ja nie będę się wtrącał, nie mam zamiaru robić tego po raz kolejny. Żegnam się i odchodzę - powiedział przyjmujący i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego pokoju.
Przez chwilę oboje przyglądaliśmy się odchodzącemu Kurkowi. Najpierw do pokoju wszedł Łukasz, a ja za nim. Zamknęłam drzwi i stanęłam obok Łukasza przy oknie.
-Mam dzisiaj dzień dobroci, nie zmarnuj tego- na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Ładna piżamka.
- Łukasz, źle zaczynasz - powiedziałam, grożąc mu palcem. Łukasz złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Lekko musnął moje usta. Odsunęłam się od niego i złapałam za rękę. Położyłam się na łóżku, Łukasz obok mnie i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Wiesz, ile czekałem na ten moment? Myślałem, że nigdy do tego nie dojdzie.
- Ciiii...
- Już się zamykam.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Wróciłam na właściwy tor w moim życiu. Teraz wszystko musi być już dobrze.
Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

-Wstawaj księżniczko, wstawaj, wstawaj - usłyszałam głos Łukasza.
- Zamknij się, zamknij się - próbowałam go naśladować, ale on tylko wybuchnął śmiechem. - Która godzina?
- Wpół do siódmej.
- To w takim razie DOBRANOC - powiedziałam, wyraźnie podkreślając ostatnie słowo.
- Ale pewnie zaraz wpadnie tutaj...
 Nie skończył, bo do pokoju wszedł Ignaczak z Możdżonem.
- Igła - dokończyłam za niego.
- Łukasz, ja się o ciebie martwię, już miałem dzwonić na policję, że zaginął nam dwumetrowy pajac, a ty sobie tutaj siedzisz?- zaczął swój monolog libero naszej cudownej reprezentacji.
- Krzysiu, zostawiłem ci karteczkę - odpowiedział spokojnym tonem rozgrywający.
- Trzeba było napisać smsa. Karteczka mogła wpaść pod łóżko, wylecieć przez okno, spalić się, a smsa bym przeczytał !
- Krzysiu, nie histeryzuj. Znalazł się, wszystko z nim w porządku - uspokajał go Marcin, a ja przyglądałam się całej scenie z zdziwieniem.
-Jestem już spokojny... Jesteście gotowi na jogging ? - zapytał libero, a ja pytająco spojrzałam na niego. - Wskakujcie w dresy, bo wszyscy czekają na was.
Ignaczak wraz z kapitanem reprezentacji w cudowny sposób opuścili mój pokój, trzaskając drzwiami jak najmocniej się dało. Spojrzałam na Łukasza z politowaniem.
- Słyszałaś! Wszyscy na nas czekają. Ja lecę do pokoju po dres i za pięć minut jestem z powrotem - powiedział i też trzasnął drzwiami. Jak tak dalej pójdzie to pozabijam ich wszystkich za to trzaskanie.
Weszłam pod prysznic i wzięłam bardzo krótki prysznic. Ubrałam dres i buty do biegania. Zabrałam telefon z słuchawkami. Łukasz jeszcze nie przyszedł, więc chciałam go zaskoczyć i stawić się pod jego drzwiami, ale kiedy miałam otwierać drzwi, zapukał. Wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz,i razem z Żygadło zeszliśmy przed hotel. Wszyscy oczywiście już czekali i nie obyło się bez marudzenia, że czemu musieli tak długo na nas czekać.
Trener ruszył, a za nim cała zgraja siatkarzy. Włożyłam słuchawki do uszu i jakoś przetrwałam ten godzinny jogging.



Iwonko, dzisiaj masz urodzinki ! Składałam ci już życzenia, a to taki mały prezencik ;) Jeszcze raz wszystkiego najlepszego ! I więcej rozdziału na blogu o 'typie idealnym' :**

sobota, 29 marca 2014

Rozdział XXII

"Heart beats fast 
Colors and promises 
How to be brave 
How can I love when I'm afraid 
To fall 
But watching you stand alone 
All of my doubt 
Suddenly goes away somehow"


- Krzysztof ma rację,powinniśmy porozmawiać. Może się przejdziemy?- zapytałam, a Łukasz twierdząco kiwnął głową. W milczeniu zjechaliśmy windą i wyszliśmy z ośrodka. Jedną z ścieżek ruszyliśmy na spacer. Po kilkudziesięciu metrach zatrzymaliśmy się.
Ręką odgarnął włosy,które wiatr powiał na moją twarz. Zbliżył się, nasze ciała dzieliło kilka milimetrów. Do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum.
- Przepraszam,nie mogę- odsunęłam się od niego.
-Czego cały czas się boisz?
-Tego,że zostawisz mnie,zranisz .Ostatnim razem udało mi się podnieść, dzięki siatkówce.Ale nie wiem czy będzie jeszcze jeden,czy czasami nie podetnę sobie żył. Boję się bólu, który wypełnił mnie po słowach Bartka, kiedy powiedział, że nigdy mnie nie kochałeś.
-Przecież wiesz,że to nieprawda.
-Wiem,ale...
I odeszłam. Zostawiłam go samego. Nie mogłam, nie potrafiłam. Jeszcze nie teraz. Nawet nie zauważyłam, kiedy z moich oczu pociekły łzy.
- Przepraszam - usłyszałam, kiedy ktoś mnie potrącił. - Co się stało ?
- Bartek, nie powinno cię to interesować ! Mówiłam ci już, żebyś się nie wtrącał w moje sprawy ! - warknęłam i weszłam do budynku. Wjechałam windą na moje piętro i weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku, głową do poduszki i płakałam. Jednak do pokoju wtargnął kolejny nieproszony gość. Podniosłam się i zobaczyłam, że to Krzysiek.
- Rozmawiałaś z Łukaszem. I jak tam sprawy pomiędzy wami ?
- Nijak.
- Musisz mu zaufać. Przecież nie muszę ci mówić, że to nie on i w ogóle. Musisz się przełamać i wszystko będzie dobrze- powiedział i posłał w moją stronę ciepły uśmiech. I od razu zrobiło mi się lepiej. - Chodź na trening, bo się spóźnimy.
Zamknęłam za nami drzwi, dołączyli się do nas pozostali siatkarze i razem dotarliśmy na halę.
Po skończonym treningu wszyscy udali się do swoich pokoi i po półgodzinie pojawili się na stołówce, w celu zjedzenia obiadokolacji. Nałożyłam sobie jedzenie na talerz i już zmierzałam w kierunku stołu sztabu, kiedy Bartman krzyknął :
- Siadaj z nami.
Ukazał rząd swoich śnieżnobiałych ząbków i odsunął krzesło obok siebie. Usiadłam na nim i przednio życząc wszystkim Smacznego, zaczęłam pochłaniać swoją porcję. Po zjedzeniu trener kazał poczekać wszystkim, bo chciał ogłosić jakąś ważną informację. Bardzo się zdziwiłam, bo o niczym nie miałam pojęcia.
- W najbliższym czasie Olek musi gdzieś wyjechać i nie będzie w stanie pojechać z nami na turniej do Toronto, dlatego Związek w bliżej, nieokreślonym czasie przyśle nam kogoś na fizjoterapeutę - powiedział Anastasi po angielsku, a przez naszą reprezentację przeszedł jeden, głośny okrzyk Juuuuhuuuu.Olek spiorunował wszystkich wzrokiem, wgniatając nas w siedzenia. - To by było chyba już wszystko. Możecie iść już do siebie. Tylko od razu do łóżek - dokończył, a siatkarze przytaknęli głowami i opuściliśmy stołówkę.
- To u kogo się spotykamy? - zapytał Bartman, kiedy drzwi windy zamknęły się.
- Może u Karoliny...- odpowiedział Igła.
- Chwila ! Po co macie się spotkać u mnie i dlaczego akurat U MNIE ? 
- Obejrzymy sobie jakiś film, a dlatego u ciebie, bo jest tam najwięcej miejsca ! - odezwał się Zagumny, a ja strzeliłam mu takie spojrzenie,że nie odezwał się już ani słowem. 
- No weź się zgódź, będzie fajnie - namawiał mnie Bartman. 
- Niech się zastanowię... Nie, nie i jeszcze raz nie! 
- Prosimy - powiedzieli chórem i spojrzeli na mnie wszyscy jak kot ze Shreka.
- Dobra. Tylko już przestańcie tak na mnie patrzeć. Ale pod jednym warunkiem ! Ja wybiorę film !
- Umowa stoi - powiedział Ignaczak i uścisnęliśmy sobie dłonie. Oznajmił jeszcze,że będą za jakiś pięć minut i zniknął za drzwiami pokoju. Weszłam do własnych "czterech ścian" i usiadłam na łóżku. Po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a siatkarze wparowali do pokoju, każdy siadając gdzie tylko jest miejsce. Brakowało jedynie Bartka i Łukasza. Laptopa położyli na stoliku i kazali wybrać film. 
- To obejrzymy sobie to - powiedziałam i pokazałam im okładkę "Wciąż ją kocham".
- Czemu akurat komedia romantyczna? - oburzył się Ignaczak.
- Krzysiu, ty nie narzekaj, bo za chwilę wylecisz z tego pokoju - pogroziłam mu palcem i wcisnęłam się pomiędzy Bartmana i Kubiaka, którzy siedzieli na łóżku.
- Ma ktoś chusteczkę ?- zapytał Zatorski po jednej ze smutniejszych scen tego filmu. Szczerze, to też gdzieś mi się łezka w oku zakręciła,ale widok Pawełka mnie zdziwił.
- Zator, weź się ogarnij i nie bądź jak baba, bo się tylko kompromitujesz - odezwał się Ignaczak, który przez cały film siedział z naburmuszoną miną. Podałam Zatorskiemu chusteczki i wróciłam do oglądania filmu.
Wszyscy zebrali swoje graty i wyszli z pokoju, życząc mi Dobranoc. Od razu weszłam pod prysznic. Ubrałam swoją ulubioną piżamkę i już miałam wskoczyć pod kołdrę, kiedy ktoś zapukał do drzwi. 


Przepraszam, że taki krótki i że tak długo trzeba było na niego czekać, ale brak czasu i weny właśnie tym skutkuje.