czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział XXVIII

Stałam tam jak wryta. Zastanawiałam się, czy aby napewno dobrze usłyszałam. I czy to co usłyszałam było prawdą czy może snem. Dlatego szczypałam się w rękę chyba z milion razy, ale nie przyniosło to skutku. To się działo naprawdę. Stałam przed pokojem, w którym jakaś kobieta właśnie oznajmiła Łukaszowi, że go kocha.
Próbowałam przypomnieć sobie jakąkolwiek kobietę, która mogłaby być tą właśnie przebywającą z moim Żygadło. No właśnie! Z moim! 
Łukasz coś jej tłumaczył, a ja dalej próbowałam przypomnieć sobie imię i w ogóle wygląd tej kobiety. I nagle jakby za pstryknięciem, w mojej głowie pojawił się Bartek, kiedy oświadczył mi, że Żygadło już mnie nie chce. Wspomniał wtedy o jakiejś kobiecie. Tylko jak ona miała na imię? A... Agata... Anastazja... A... Agnieszka! Bingo! 
Nagle z pokoju na końcu korytarza wybiegł Ignaczak. 
- Karolina!
Tak, Krzysiu, to ja. Tylko po cholerę tak głośno krzyczysz moje imię? 
Stałam i patrzyłam jak Krzysztof zmierza w moją stronę bez koszulki (zupełnie jakby uciekł od fizjoterapeuty, bo właśnie sobie o czymś przypomniał), a drzwi, przed którymi sterczałam, otworzyły się i pojawił się w nich Łukasz ze zdziwionym wyrazem twarzy, a zaraz za nim jego towarzyszka. Patrzyłam na nich ze złością, przenosząc wzrok z Łukasza na Agnieszkę i z Agnieszki na Łukasza. 
- Wszystko ci wytłumaczę! - odezwał się Żygadło, a ja miałam ochotę strzelić mu w twarz. I nie chodziło wcale o to, że on, jako mój partner, przebywał w jednym pokoju z jakąś kobietą, która okazała się być jego byłą, nie o to, że mogli robić coś, czego nie powinni lub o to, że usłyszałam to, co usłyszałam; ale o to, że karmił mnie jakimś tanim tekstem, który wypowiada każdy facet, kiedy zdradzi swoją ukochaną. 
- Ja nie wiem, czy jest co wyjaśniać- odpowiedziałam z jeszcze bardziej wściekłym wyrazem twarzy i chciałam odejść, zamknąć się w swoim pokoju, ale Żygadło złapał mnie za nadgarstek i siłą wciągnął do pokoju. Posadził na łóżku i zaczął rozmawiać ze swoją byłą. 
- Posłuchaj, Aga. To, co było między nami, to przeszłość. Nie kocham cię i koniec. Nie będziemy razem. W tym pokoju, owszem, jest kobieta mojego życia, ale napewno nie jesteś nią ty. 
Wiecie co? Czemu faceci tacy są? Że jak się na nich złościmy, to oni zawsze zrobią coś takiego, że ta cała głupia złość znika. 
- Ale, Łukasz... 
- Nie ma żadnego ale. Dla mnie sprawa jest skończona. Teraz możesz stąd wyjść.
Cały czas bacznie obserwowałam zachowanie byłej rozgrywającego. Jakoś nie za bardzo chciała dalej o niego walczyć. Wstała, zabrała swoją torebkę, i zanim wyszła, burknęła jeszcze: 
- Życzę wam szczęścia. 
I tyle ją widziałam. Zastanawiałam się czy to Łukasz jest taki przekonywujący, czy ona przyjechała tutaj tylko dlatego, żeby podnieść ciśnienie kilku osobom. Ale nieważne. Pojechała sobie, zniknęła i to jest najistotniejsze. 
Po tym jak wyszła, jeszcze długo gapiłam się w drzwi. 
- Wydaje mi się, że powiedziałem już wystarczająco- odezwał się Łukasz, ale widząc, że nie reaguję, postanowił inaczej zwrócić moją uwagę. 
Przysunął się jak najbliżej tylko się dało. Najpierw intensywnie patrzył mi w oczy, a później zbliżył swoje usta do mojego ucha i zaczął szeptać. 
- Zapamiętaj sobie. Jesteś dla mnie ważniejsza niż cokolwiek innego na tym świecie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Oddałbym wszystko, żebyś była szczęśliwa. Nawet własne życie- przerwał, a ja ledwo co się zorientowałam.Nie mogłam się skupić, kiedy Łukasz szeptał prosto do mojego ucha. To zbyt mocno mnie podniecało. On chyba doskonale o tym wiedział. Szalałam na jego punkcie chyba tak bardzo jak on na moim. Po kilku sekundach znów zaczął szeptać: -Wolałbym zginąć niż żyć bez ciebie. Bo nie potrafiłbym wyobrazić sobie świata bez ciebie. Wystarczy jedne twoje kiwnięcie palcem, a przeniosę dla ciebie góry. 
Wstał, pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Nie potrafiłam teraz gniewać się na niego. Po tym co mi powiedział, powinnam skakać wokół niego i mu usługiwać. Ale oboje widzieliśmy, że moja duma na to by nie pozwoliła. Dlatego wyszłam z pokoju rozgrywajacego i libero, i udałam się do pokoju trenera. Mieliśmy dużo pracy. Gdy weszłam, był tam już prawie cały sztab szkoleniowy, więc od razu wzięliśmy się do roboty. 
Skończyliśmy dopiero na kilkanaście minut przed obiadem. Zastanawiałam się, co takiego wyrabiali nasi siatkarze, kiedy mieli do dyspozycji trzy godziny czasu wolnego. Wyobraziłam ich sobie w centrum Spały pod jakąś Biedronką lub Lidlem dziko wyrywających młode laski. Chciałabym to zobaczyć! Podchodzi taki Bartman i jego tekstem na podryw byłby pewnie: "Hej mała! Chciałabyś dotknąć moich mięśni?". Napiąłby te swoje bicki i każda dziewczyna jego. 
Zeszliśmy na stołówkę,a tam prawie pusto. Grzecznie siedzieli sobie tylko Guma i Zatorski. Zabrałam z okienka swoje jedzenie i usiadłam obok nich. 
- A gdzie reszta?- zapytałam, a Zatorski spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. 
- Poszli sobie. Położyłem się na 5 minut, zasnąłem, a kiedy się obudziłem, nikogo oprócz Pawła już nie było. To nie fair. Nie mogą mnie tak zostawiać! 
Albo mi się wydawało albo Zatorski uronił kilka łez. Ale czy to tak można?! Zostawiać biednego Pawełka samego? Aż mi się go żal zrobiło! 
Zagumny teatralnie przewrócił oczami. Chyba miał swojego imiennika dość. We trójkę zjedliśmy obiad i kiedy wychodziliśmy, na stołówce pojawili się pozostali siatkarze. Zagumny razem ze mną wsiadł do windy, a Zatorski pobiegł do swoich przyjaciół. 
Trening Anastasi poprowadził sam, więc ja pomagałam Jarząbkowi z jakimiś dokumentami i doktorowi z układaniem ich opinii lekarskich. Po treningu postanowiłam udać się na krótki spacer. Wyszłam z hali od razu po gwizdku, kończącym trening i skierowałam się w stronę niewielkiego jeziorka, znajdującego się nieopodal ośrodka. Przez około pół godziny siedziałam na podeście z nogami, zanurzonymi w wodzie. Zdecydowałam się wracać, kiedy przez pięć minut wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Klnęłam na siebie w myślach, że postanowiłam pójść sama, gdy usłyszałam kroki za sobą. Nim zdążyłam się odwrócić, ktoś złapał mnie i zarzucił jakiś worek na głowę. Próbowałam się wyrwać, ale ten ktoś był o wiele silniejszy ode mnie. Podniósł mnie i zarzucił sobie przez ramię. Byłam dla tego kogoś jak 5-kilowy worek z ziemniakami. Z całych sił waliłam go pięściami po plecach, ale on tylko powiedział: 
- Mój brat ma więcej siły!
Nie potrafiłam rozpoznać go po głosie. Starałam przypomnieć sobie głosy wszystkich mężczyzn, których znałam, ale ten nie pasował do żadnego z nich. Nie przestawałam okładać tego gościa, ale to nic nie podziałało. Niósł mnie dalej, a ja modliłam się, żeby Łukasz przypomniał sobie, że przecież ma dziewczynę i może wypadałoby sobie o niej przypomnieć, ale nic z tego. Mój 'bohater Łukasz' się nie pojawił. Obawiałam się najgorszego. Wyobraziłam sobie, jak mnie gwałcą, a później zabijają. W  tym momencie przed oczami przebiegły mi najpiękniejsze momenty mojego życia. Zastanawiałam się, jak zareagowałby Łukasz, gdyby dowiedział się, że nie żyję? Nie chciałam umierać, nie żegnając się z nim. 
Usłyszałam, że ten ktoś nie idzie już po ziemi, ale po ubitym podłożu, a po odgłosach, jakie wydawały jego buty, wiedziałam, że idzie po kostce. I zorientowałam się, że nie idzie sam. Musiało być ich dwóch albo trzech. Tego nie byłam pewna. 
 Czekałam na moment, aż wrzuci mnie do bagażnika, ale zamiast tego usłyszałam, jak otwierają się drzwi, a później głos jakiejś kobiety. Ba, potrafiłam ten głos rozpoznać. Było to przemiła pani recepcjonistka. Tylko dlaczego nie zareagowała na to, że ktoś niesie drugą osobę, przewieszoną sobie przez ramię, w dodatku z workiem na głowie. Coś zaczęło mi tu nie pasować. 
- To gdzie ją niesiemy?- zapytał jeden z nich, a ja już wiedziałam, kim on jest. 
- Miałeś, debilu, modelować głos!- nakrzyczał na niego drugi, ten, który mnie niósł, ale on zmienił już swój głos. 
- Nowakowski! Masz w tej chwili powiedzieć mu, żeby mnie puścił!- krzyknęłam, ale nic się nie stało. Nastała głucha cisza, więc zaczęłam się martwić o Piotrka. Co jeżeli oni zmusili go, żeby tylko ich do mnie zaprowadził, a teraz go zabili? 
- Piotrek, wszystko w porządku? Żyjesz?- zaczęłam wydzierać się, żeby dowiedzieć sie, co z środkowym, ale znowu nikt się nie odezwał. Wchodziliśmy po schodach. Teraz wiedziałam, że jest ich trzech. Chyba weszliśmy na pierwsze piętro. Po kilku metrach ktoś, kto mnie trzymał, zatrzymał się. 
- Gdzie masz kluczyk?- ktoś zapytał, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi. 
- Jaki kluczyk?- zapytałam, jak najgłośniej potrafiłam, bo chciałam, aby ktoś mnie usłyszał i mi pomógł. 
- Do poko... 
Nie dokończył, bo jakaś osoba otworzyła drzwi i zapytała: 
- Co się dzieje? 
To był Kubuś. Kubuś Jarosz. Rudy kojot. Wiedziałam, że on przybędzie mi z pomocą.
- Jarosz! Pomóż mi! Proszę! 
Ale któryś z nich podszedł do Kuby i zaczął szeptem coś mu tłumaczyć. Drugi zerwał mi z ręki wstążkę, na której znajdował się kluczyk do pokoju. Chcą zrobić mi coś w moim lokum. Może gdybym zaczęła głośno krzyczeć, na pomoc przebiegłaby Wiktoria. Ale pewnie też pogoniliby ją jak Jarosza. 
Ktoś przekręcił kluczyk w zamku i weszliśmy. Zdjął mnie ze swojego ramienia, ale teraz silnie do siebie przytulił, tak, że nie potrafiłam się nawet ruszyć i z ledwością oddychałam. Ale dzięki temu czułam jego perfumy. Znałam je. Były bardzo mocne i przyjemnie drażniły moje nozdrza. Wiedziałam, kto takich używa. Bartek! Po tym, co powiedział mi rok temu, obawiałam się najgorszego. Ale cholera! Gdyby coś mi zrobił po tym, co odwalił w tamtym roku, Łukasz, gdyby dowiedział się, że to właśnie on, zapewne oderwałby mu głowę.
Wiedziałam, że nie chodzi o żaden gwałt i już za to dziękowałam. Rozluźniłam się w objęciach Bartka, a on chyba to poczuł, bo nie przytulał mnie już do siebie tak mocno, więc oddychanie nie sprawiało mi już takiego problemu. 
- No proszę, tylko ją przytuliłem i od razu się uspokoiła- powiedział zmodulowanym głosem, a ja stwierdziłam, że lepiej, że Łukasz się o tym nie dowie. 
-Dobrze, że szef tego nie słyszy- odpowiedział drugi i chyba chcieli wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymali. Pewnie stwierdzili, że jeśli to zrobią, rozpoznam ich. 
Ale kurwa... Zaczęłam kojarzyć fakty. Przecież on powiedział dokładnie to samo, tylko inaczej to sformułował. 
Dobrze, że szef tego nie słyszy. 
Szef = Łukasz 
Jednak pięć lat na prawie nie poszło na marne. Chyba lepiej nadawalabym się na prokuratora albo na jakiegoś policjanta. 
Ale nadal nie wiedziałam, o co tu chodzi. Zabiję Łukasza, kiedy tylko go zobaczę. Co on znowu wymyślił? 
Słyszałam, jak ktoś grzebie w szafie, a później idzie do łazienki. Co oni kombinowali? 
Poczułam, że uścisk Bartka jeszcze bardziej się rozluźnił, ale nadal mnie trzymał. Podniósł mnie lekko i przeniósł o kilkanaście kroków. Postawił na ziemi, puścił i szybko się ode mnie odsunął. Próbowałam zorientować się, gdzie jestem, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi od łazienki i przekręcenie klucza w zamku. 
- A teraz słuchaj!- zaczął któryś z nich. 
- Masz stosować się do naszych poleceń. Ubierz się w sukienkę, która wisi w łazience, uczesz się i zrób jakiś szybki makijarz. Kiedy będziesz gotowa, zawołaj. 
Zorientowałam się, że w łazience nikogo nie ma, więc zdjęłam worek z głowy. Od razu podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Nawet nie wiem, po co to zrobiłam, wiedziałam, że są zamknięte. Odwróciłam się i zobaczyłam, że na wieszaku wisi moja ulubiona mała czarna. Postanowiłam grać na czas. Może im znudzi się czekanie na mnie i odpuszczą. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Stałam pod nim z dobre dwadzieścia minut, aż nie usłyszałam pukania. 
- Pośpiesz się, bo inaczej tam wejdę i sam cię przebiorę!- zawołał przez drzwi któryś z nich, a ja wiedziałam, kto to. Potrafiłam już rozpoznać choć jego po zmodulowanym głosie. 
- Bartuś, wiem, że byś tego chciał, ale raczej nie skończyłoby to się dla ciebie dobrze. Już odczułeś, jaki Łukasz może być agresywny- krzyknęłam i usłyszałam tylko ciche jęki. Wyszłam spod prysznica i otuliłam się ręcznikiem. 
- Ona jest za dobra. Rozpoznała już Pita, a teraz ciebie. Założę się, że wie nawet kim ja jestem- powiedział trzeci z nich, ale nie miał racji. Nie miałam bladego pojęcia, kim on jest.
- W końcu jestem prawnikiem. A! I jak skończy się sezon, to zapraszam do swojej kancelarii!- odkrzyknęłam i zaczęłam suszyć włosy. Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli zostawię je rozpuszczone. Zrobiłam lekki makijaż i założyłam sukienkę. Obok umywalki zauważyłam czarne szpilki, więc wsunęłam w nie stopy. 
- Jestem gotowa! Co teraz, terroryści?- zapytałam, stojąc przy drzwiach. 
- Załóż worek na głowę!- krzyknął ten trzeci.
- Myślisz, że suszyłam włosy tylko po to, żeby założyć na nie twój głupi worek i po zdjęciu go wyglądać jak lew? 
Słyszałam, jak cicho się naradzali, aż ten trzeci znowu zawołał: 
- Dobra. Bartek, wejdzie i włoży ci opaskę na oczy. 
Usłyszałam szczęknięcia klucza w zamku i w łazience pojawił się przyjmujący. Założył mi jakiś szal na oczy i wyprowadził mnie z pomieszczenia. 
- Mam znowu przerzucić cię przez ramię czy będziesz grzecznie szła przy nas? -zapytał Kurek normalnym głosem. 
- Pewnie. I jak będziesz mnie niósł, to cały hotel będzie mógł podziwiać moją dupę! Jeśli mi powiesz, gdzie idziemy, pójdę grzecznie! - odpowiedziałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Ktoś wziął mnie na ręce i wyszedł ze mną z pokoju. Stał przy drzwiach, aż drugi zamknął je na kluczyk. 
- Jesz coś w ogóle? Ważysz mniej niż sztanga 50-kilogramowa!- odezwał się, a ja wiedziałam, że znowu niesie mnie Bartek. 
- Nie. Wyobraź sobie, że czerpię wszystkie potrzebne do przeżycia substancje spożywcze z powietrza- odpowiedziałam sarkastycznie. 
- To tak się da?- i wiedziałam, źe Pit nadal jest z nami. Usłyszałam, jak ktoś przybił sobie facepalma i pewnie Bartek też chciał to zrobić, ale obie ręce miał zajęte. 
Przez resztę drogi, kiedy niósł mnie Bartek, milczeliśmy. 
Ktoś otworzył drzwi, Bartek odstawił mnie na ziemię. 
- Tak? Już? A było tak fajnie! Jednak to prawda, że kobieta lubi być noszona na rękach. Szczególnie na rękach tak silnego mężczyzny jak ty, Bartuś- powiedziałam i usłyszałam nerwowy śmiech Bartka. Któryś z nich odwiązał, znajdującą się na mojej twarzy, hustę i ujrzałam Żygadło. Chciałam walnąć się w twarz za to, co powiedziałam przed momentem, kiedy zobaczyłam minę Łukasza. 
Moją uwagę zwróciło jednak coś innego. Na stole, przy którym stał rozgrywający, ustawione były dwie świece i talerze, z których unosiła się para. Ponownie spojrzałam na Łukasza i dopiero teraz zobaczyłam, że ma na sobie białą koszulę i jakieś normalne spodnie, nie dresy. Ba, miał nawet krawat! 
Wyglądał, jak młody bóg! Nie potrafiłam nacieszyć oczu tym widokiem. 
Powoli do niego podeszłam i spojrzałam mu głęboko w oczy. 
- To my może już pójdziemy!- zawołał Ignaczak. 
Teraz już wiedziałam, kim był ten trzeci. 
- Krzysztof!- zawołałam, chcąc go zatrzymać. Odwróciłam się w stronę drzwi. 
- Co się stało?- zapytał, pojawiając się ponownie w drzwiach. 
- Nie dożyjecie jutra! Gwarantuję wam. 
- Dobra, dobra. Tak naprawdę jesteś nam strasznie wdzięczna. A kiedy spróbujesz tych dań, przybiegniesz do nas z podziękowaniami. Miłego wieczoru- krzyknął i szybko wyszedł. 
Może miał rację. Ale nie zapomnę im tych kilkunastu minut, które przeżyłam, myśląc, że już nigdy nie zobaczę Łukasza. Bałam się tego. 
Stwierdziłam, że dzisiaj nie będę psuć tej atmosfery i dopiero jutro ochrzanię Łukasza za to, co wymyślił. 
- Mam być zazdrosny o Bartka?- zapytał, obejmując mnie w pasie. 
- Przecież wiesz, że dla mnie istniejesz tylko ty. To były tylko żarty. Bartek jest moim przyjacielem, nikim więcej- ledwo zdążyłam wypowiedzieć ostatnie słowo, a Łukasz zręcznie obrócił mnie w swoją stronę i pocałował. Całował mnie tak, jakby tym pocałunkiem chciał powiedzieć, jak bardzo mnie kochał. Była w nim i namiętność, i czułość, którą chciał zapewnić mi bezpieczeństwo.
Oderwałam usta od niego tylko dlatego, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Kocham cię. Ale proszę, nie wymyślaj już takich akcji. Prawie dostałam zawału, kiedy założyli mi worek na głowę. A jeszcze bardziej zmartwiłam się, kiedy zorientowałam się, że być może już nigdy nie będę mogła być blisko ciebie-szepnęłam.
- Obiecuję. Koniec z akcjami a'la porwanie- powiedział i jedną rękę podniósł, a drugą przyłożył do klatki piersiowej
- Nie żartuj. Już raz prawie cię straciłam i wiesz, jak mogło to się skończyć, gdyby nie Iwona...- nie dokończyłam, bo przyłożył swój palec do moich ust, chcąc mnie uciszyć.
- Nie mówmy o tym, co było. Jesteśmy razem i to jest najważniejsze. Nie musimy myśleć o tym, jaka była przeszłość.
I znów mnie pocałował.
- Lepiej przejdźmy do części kulinarnej, bo wszystko wystygnie.
Zaprowadziłam mnie do mojego krzesła i pomógł mi usiąść, a później usiadł naprzeciwko mnie.
-Sam to wszystko przygotowałeś?- zapytałam z czystej ciekawości, kiedy Łukasz nałożył mi posiłek na talerz. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku.
- Tak. Pani Halinka o dziwo pozwoliła mi skorzystać z kuchni, więc, kiedy ty po treningu poszłaś na spacer, ja wszystko tutaj przygotowałem.
Łukasz otworzył butelkę wina, ale mnie trochę to zaniepokoiło.
- Hola, panie siatkarzu! Jest pan w trakcie obozu przygotowawczego, a tak się składa, że ja jestem pańskim trenerem i nie mogę pozwolić na picie alkoholu!
- Wypijemy tylko odrobinkę do kolacji. Szukałem tego wina przez dwie godziny, żeby pasowało do kolacji- odpowiedział i nalał odrobinę alkoholu do kieliszka, stojącego przede mną.
- Dobrze, panie somelier- szepnęłam i uśmiechnęłam się do rozgrywającego.
Jak się dowiedziałam później, makaron, który przygotował Łukasz, nosił nazwę carbonara i rzeczywiście idealnie pasował do wina.
- Dziękuję za wycieczkę do Włoszech- odezwałam się, kiedy Łukasz odprowadzał mnie do pokoju. Szliśmy przytuleni do siebie. Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. Było już po północy. Po kolacji musieliśmy posprzątać, bo jak to powiedział Łukasz: pani Halinka odstrzeliłaby mu jaja.
- Wycieczkę do Włoszech?
- Przypomniała mi się moja wizyta w Rzymie. Piękne miasto. W ogóle Włochy są pięknym państwem. A pasta plus wino równa się Italia. Sì?
- Sì, sì- odpowiedział i pocałował mnie w głowę.
- Agnieszka mogłaby cześciej przyjeżdżać, jeśli miałyby czekać na mnie później takie niespodzianki. 
-Mogę jej o tym powiedzieć... 
- Nie! Nie wytrzymałabym więcej myśli, że jesteście razem w jednym pokoju. 
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. 
- Każdemu zawsze może coś odbić! Mogłaby cię upić... Albo podać jakąś tabletkę gwałtu! Nigdy nie wiesz, co wpadnie ludziom do głowy.
 Zatrzymaliśmy się przed drzwiami mojego pokoju. Włożyłam kluczyk do zamka, przekręciłam go i popchnęłam drzwi.
- Wchodzisz?- zapytałam, łapiąc rozgrywającego za rękę.
- No nie wiem. Dzisiaj była panienka strasznie rozgoryczona, kiedy zobaczyła w moim lokum moją byłą niedoszłą.
- Planowaliście ślub?- zadałam kolejne pytanie, kiedy usłyszałam, co powiedział Łukasz. Wypuściłam jego dłoń.
- Taki żarcik- mruknął Żygadło.
- Strasznie śmieszny, naprawdę- próbowałam udawać obrażoną i spuściłam głowę w dół.
- No dobra, chodź- złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Zamknął za nami drzwi, na kluczyk i oparł mnie o ścianę. Jego pocałunki nie były takie, jak przedtem. Były bardziej zachłanne, chciał czegoś więcej. Pomimo szpilek byłam od niego dużo niższa, dlatego podniósł mnie, zrzuciłam je i oplotłam go nogami wokół bioder. Ściągnęłam mu krawat i zaczęłam odpinać jego koszulę. Odpiął zamek mojej sukienki i położył mnie na łóżku. Nasze języki splatały się w dzikim tańcu,a ubrania kolejno lądowały na podłodze. Próbowałam nacieszyć się jego bliskością i dotykiem, ile tylko mogłam.
Nie potrafiłabym wyobrazić sobie swojego świata bez niego. Był tak ważną częścią mojego życia, że miałam wrażenie, że prawie całkowicie je wypełnia. Nie mogłabym teraz od tak go zostawić i odejść. Nie poradziłabym sobie także, gdyby on stwierdził, że nie jestem jednak tą jedyną i odszedł. Moje serce rozsypałoby się na malutkie kawałki i jestem pewna, że nie zdołałabym pozbierać ich wszystkich i znowu poskładać ich w całość.
Ułożyłam głowę na jego torsie i, wsłuchując się w bicie jego serca, spokojnie zasnęłam.